lody waniliowe…
tradycyjne, staroświeckie, można powiedzieć: przedwojenne! wspaniałe lody waniliowe, z prawdziwą wanilią – z ciemnymi kropeczkami! o głębokim, wciągającym smaku, zdecydowanie deser w pełni tego słowa. cudowne i niezapomniane. idealne…
musicie spróbować!
pierwszy raz zrobiłam lody waniliowe na kremie angielskim, czyli jajeczne, wg przepisu Michel’a Roux znalezionego na blogu 'moje wypieki’. tamte były dla mnie zbyt jajeczne, więc dopracowałam własne proporcje.
składniki:
-
250 ml mleka
-
350 ml śmietanki kremówki, 30%
-
125 g drobnego cukru
-
1 laska wanilii
-
3 żółtka
przygotowanie
laskę wanilii przecinam wzdłuż, nasiona zeskrobuję ostrym nożem (samą pustą laskę też wrzucam do mleka, dla większego aromatu).
w rondelku przygotowuję krem angielski:
podgrzewam mleko, 250ml kremówki, 75g cukru, i wanilię, na średnim ogniu; doprowadzam do wrzenia. laskę wanilii (skórkę bez nasion) wyjmuję i wyrzucam. w międzyczasie ucieram żółtka pozostałym cukrem (50g) na puszysty kogel-mogel (u mnie robi to mikser stacjonarny najpierw z mieszadłem płaskim, prędkość 6; potem zmieniam mieszadło na końcówkę do piany dla większej puszystości, i dalej miksuję na prędkości 6).
gorącą, niemal gotującą się waniliową mieszaninę wlewam masy żółtkowej, cały czas miksując (końcówka do piany, prędkość 2, potem 4), albo mieszając trzepaczką (jeśli nie używacie miksera).
masę wlewam z powrotem do rondelka, podgrzewam na małym ogniu, mieszając łyżką, aż całość trochę zgęstnieje.
trzeba uważać, aby masa się nie zważyła. najbezpieczniej utrzymywać temperaturę masy poniżej 80 stopni – najlepiej używać termometru kuchennego, są łatwo dostępne i niedrogie (np. w Ikea). wtedy trzeba podgrzewać przez kilkanaście minut. ja robię to w mniej bezpieczny sposób, wymagający trochę doświadczenia i wyczucia – ale szybszy i dający świetne rezultaty. podgrzewam masę niemal do wrzenia, nie pozwalając się zagotować. masa szybko gęstnieje, dosłownie w kilka minut, jest pięknie aksamitna i puszysta. jeśli masa jest dobrze zmiksowana nie powinna się zważyć – mi nigdy się nie zważyła.
gotowy, wyraźnie zgęstniały krem przelewam do miski, studzę, przykrywam szczelnie folią (żeby na wierzchu nie postała sztywna warstewka) i chłodzę w lodówce, nawet kilka godzin (zazwyczaj wystarczą 2-3 godziny).
zimny krem angielski mieszam lub miksuję z pozostałą częścią kremówki (100ml, kremówka zimna). wlewam do sorbetiery wg instrukcji maszyny (u mnie to jest dzieża do lodów miksera stacjonarnego, oczywiście może być dowolna maszyna do lodów).
gotowe lody powinny być kremowe i zdecydowanie nie płynne.
zazwyczaj lody bezpośrednio po ukręceniu w maszynie są dosyć miękkie – można oczywiście jeść takie (my lubimy!) lub dodatkowo domrozić w zamrażarce – dwie godziny powinny wystarczyć, aby lody były zmrożone i sztywne, ale nie za mocno. przy dłuższym przechowywaniu w zamrażarce warto lody wyjąć chwilę wcześniej i potrzymać na wierzchu lub w lodówce, żeby nieco zmiękły – będzie można lepiej je nakładać, i smak będzie pełniejszy.
UWAGA! bez maszyny!
bez maszyny do lodów też można zrobić lody! wymaga to czasu i jest nieco kłopotliwe – ale można!
schłodzoną masę przelewamy do szczelnego pojemnika. Pojemnik wkładamy do zamrażalnika / zamrażalki. co pół godziny wyjmujemy pojemnik i mieszamy bardzo dokładnie – tak aby rozbić powstające kryształki lodu. musimy powtarzać tę czynność przez około 5 godzin, czyli jakieś 10 razy. potem pozostawiamy w zamrażarce do całkowitego zmrożenia / stężenia.
smacznego!
więcej o domowych lodach przeczytacie w artykule KRĘCIMY LODY!
O losie! Te zdjęcia są tak apetyczne, że od razu mi ślinka pociekła na samą myśl o takich lodach! Nie mam maszyny do lodów, a szczerze – ręcznie strasznie nie chce mi się ich robić… Ech, mieć taką maszynę, to by tyłek urósł 😉
Świetnie wyglądają ale z robotą trochę zachodu. Nawet nie próbuję bo pewnie by mi się zważyły. Lepsze takie lody jednak niż te kupne pełne nie wiadomo czego 🙂