florentynki…
cieniutkie, bardzo kruche ciasteczka bakaliowe niemal bez mąki.
zlepione ze sobą rodzynki, żurawiny, kawałki skórek pomarańczowych, płatki migdałów… same pyszności! delikatne i cudowne.
same, z warstwą białej lub gorzkiej czekolady… każda wersja ma swoich wyznawców: dla wielbicieli bakalii są saute, dla tych co kochają słodycz te z białą czekoladą. florentynki z cieniusieńką warstewką gorzkiej czekolady zdobywają podniebienia { i serca } czekomaniaków oraz tych, którzy lubią przełamać słodkość…
z inspiracji przepisem mojewypieki.com
składniki (na 2 blachy, czyli 30-40 ciasteczek):
-
120 g masła
-
120 g cukru trzcinowego
-
50 ml śmietany kremówki 30%
-
200 g migdałów w płatkach
-
100 g suszonej żurawiny
-
50 g rodzynek
-
50 g skórki pomarańczowej
-
50 g mąki orkiszowej jasnej ( indeks 700 )
przygotowanie
w rondelku podgrzewam masło i cukier do rozpuszczenia się masła. część cukru się rozpuści, a część nie. zdejmuję z ognia, dodaję śmietankę kremówkę, mieszam dokładnie i odstawiam, aby mieszanina nieco przestygła.
w większej misce mieszam razem bakalie, płatki migdałów i mąkę, delikatnie, aby nie pokruszyć zbyt mocno migdałowych płatków. dodaję masę z rondelka i mieszam delikatnie.
na blachę wyłożoną papierem do pieczenia wykładam łyżką ciastka – na jedno ciastko jedna łyżka masy. staram się, aby ciastka miały w miarę okrągły kształt, rozpłaszczam łyżką aby były cienkie, cieniutkie. układam na papierze w dość sporych odstępach od siebie – ciastka rozpłyną się trochę na boki w czasie pieczenia.
piekę 12-15 minut w temperaturze 160 stopni, aż ciasteczka będą złociste. wyjmuję z piekarniki i pozostawiam chwilę na blaszce. zgodnie ze sztuką, z jeszcze ciepłych ciastek powinno się powycinać kółka foremką w kształcie koła – wtedy będą idealne okrągłe. przyznam się jednak, że czasem tego nie robię { raczej częściej nie wycinam, pozostawiając moje ciastka niedoskonałymi w kształcie }. wycięte czy nie – pozostawiam na blaszce do wystygnięcia. ciastka scalają się stygnąc, wtedy też nabierają chrupkości.
w razie potrzeby lub ochoty – roztapiam czekoladę w kąpieli wodnej. wystudzone ciastka smaruję roztopioną czekoladą od strony spodniej { tej, na której leżały na papierze }, staram się aby warstwa czekolady była cieniutka. odkładam na blaszkę posmarowaną stroną do góry, tak aby czekolada mogła zastygnąć.
ciastka można przechowywać około 10 dni. te bez czekolady – dłużej. z czasem mogą być nieco mniej chrupiące i kruche, ale nadal pyszne.