tradycyjne włoskie biscotti…
w niektórych regionach nazywane cantuccini.
te ciasteczka są zupełnie nieziemskie. dwa razy pieczone, nieco przypominają sucharki… ale ten smak! połączenie migdałów i skórki cytrynowej jest niezwykłe i sprawia, że inne warianty smakowe przepadają z kretesem, a ja wracam do tego klasycznego. choć możliwości stosowania dodatków i nowych smaków są niemal nieograniczone…
składniki:
-
200 g migdałów blanszowanych
-
3 jajka – oddzielnie żółtka i białka
-
250 g cukru pudru (może być trzcinowy)
-
60 g masła
-
szczypta soli
-
skórka otarta z 1 cytryny, najlepiej organicznej
-
3 łyżeczki ekstraktu waniliowego
-
1.5 łyżeczki ekstraktu migdałowego
-
400 g mąki orkiszowej jasnej (oznaczenie 700)
-
3 łyżeczki proszku do pieczenia
przygotowanie
migdały prażę w piekarniku – wystarczy dosłownie kilka minut w temperaturze 180 stopni. wyjmuję z piekarnika i pozostawiam do ostygnięcia.
żółtka i cukier ucieram mikserem (u mnie robi to mikser stacjonarny z mieszadłem płaskim, prędkość 4 w skali 0-10). utarta masa wygląda jak bardzo gęsty żółty lukier.
białka ubijam na sztywną pianę, po pierwszym spienieniu dodając szczyptę soli (u mnie znowu mikser stacjonarny, ale możecie użyć dowolnego sposobu – ważne, aby piana była sztywna). zmniejszam prędkość ubijania i dodaję do sztywnej piany masę z żółtej i cukru, otartą skórkę cytryny, migdały i ekstrakty – nadal miksuję końcówką do piany, do połączenia.
dodaję mąkę z proszkiem do pieczenia i masło, wyrabiam ciasto (u mnie robi to mikser stacjonarny końcówką z hakiem – taką jak do wyrabiania ciasta drożdżowego i chleba). chodzi o dobre wyrobienie ciasta, ale nie za długo, aby ciasto nie zrobiło się zbyt ciepłe.
wykładam ciasto na stolnicę posypaną mąką – ciasto jest bardzo lepkie, nawet matę silikonową posypuję mąką. formuję cztery wałki, długości około 25 cm, średnicy 3-4 cm.
przekładam na 2 blachy do pieczenia wyłożone papierem do pieczenia. piekę w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przed około 25 minut. wałki ciasta trochę się rozpłaszczą, a brzegi mają się zrumienić. u mnie zazwyczaj drugą blachę trzeba jeszcze dopiec dodatkowe 10 minut.
wyjmuję wałki z piekarnika i pozostawiam na 5-10 minut. następnie kroję BARDZO OSTRYM NOŻEM Z ZĄBKAMI w plasterki około 1 -1.5 cm grubości. mocniej wypieczone wałki ciasta lepiej się kroją.
pokrojone 'kromki’ układam płasko na blachach – przekrojoną stroną do papieru. piekę następne 15 minut. odwracam każdą 'kromkę’ na drugą stronę i dopiekam jeszcze 5 minut. pozostawiam do ostygnięcia.
gotowe ciasteczka są super chrupiące, idealne do moczenia w herbacie czy kawie – lub w tradycyjny włoski sposób w deserowym winie toskańskim.
smacznego!
PS.
biscotti można długo przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniku.
zdarza się, że po długim czasie (np. 3 tygodniach) stracą nieco chrupkość – wtedy wystarczy podpiec je w piekarniku przez 5-10 minut.
Czy można te cantuccini też upiec na mące bezglutenowej? Pozdrawiam.
Jeśli masz mieszankę, która sprawdza się w innych ciastach – myślę, że tak. Ja nie próbowałam.
Miałam okazję próbować biscotti, ale to podwójne pieczenie nieco mnie zniechęcało. A to wcale nie wydaje się takie czasochłonne. Maczane w herbacie muszą być odpowiednio miękkie dla wymagających, ale kruche również. Maczanie w winie chyba odpuszczę:)
Próbowałam kilkukrotnie wykonać takie ciasteczka ale zawsze coś było w nich nie tak.
Ty razem skorzystam z Twojego przepisu bo Twoje ciasteczka wyglądają obłędnie!
Pozdrawiam 🙂
uwielbiam cantucci/ biscotti, robiłam je raz na święta Bożego Narodzenia. chyba będe musiała do nich wrócić:)
Ciekawe czy bez jajek by wyszły?
nie próbowałam, na pewno nie takie same.
zaintrygowało mnie podwójne pieczenie. muszę spróbować tej techniki!
Znam je, chociaż nigdy (jeszcze) ich nie robiłam 🙂 Podejrzewam, że też długo się przechowują?
tak, nawet bardzo długo. a gdyby straciły nieco na chrupkości – wystarczy podpiec. 😉